Podróż Podróż rzeką wspomnień
To zabawne, Kanał Elbląski, ten unikalny w skali światowej cud techniki, przewija się w tle niemal całego mojego życia, a poznałem go ledwie trzy tygodnie temu. Właściwie uświadomiłem to sobie dopiero, gdy planując wyjazd do Polski, Pani Zwierzowa wyraziła chęć przepłynięcia się nim, pytając jednocześnie, czy rzeczywiście warto poświęcić kilka godzin na poznanie tego szlaku. Z niemałym wstydem i jeszcze większym zdziwieniem, musiałem przyznać, że... nie wiem.
No bo tak... Elbląg, gdzie zaczyna się (lub kończy dla Ostródziaków) Kanał, przez kilka lat schodziłem na wszystkie strony z mikrofonem, pracując w tamtejszym radiu. Do Elbląga jeździło się też zawsze na 'poważniejsze' zakupy i w poszukiwaniu odrobiny wyższej kultury (choć niezbyt często, bo to w końcu 'wioska olimpijska'...).
Drużno - najdłuższe jezioro na trasie Kanału to przede wszystkim skojarzenie z wujkiem, który zimą pojechał kłusować na lodzie i niefortunnie znalazł się pod nim. Mokry i przemarznięty kilka godzin czekał na przystanku na autobus i, o dziwo, nie złapał nawet kataru.
Jelonki i Buczyniec - dwie spośród pięciu pochylni, z których słynie Kanał, były niegdyś punktami obowiązkowymi rowerowych wypadów.
Dalej... Małdyty i Jezioro Ruda Woda, to wspomnienie toastów 'za skur****ość tego świata', wznoszonych ruską wódką z blaszanego kubeczka (jednego na osiemnaście osób), przy ognisku młodocianych zbuntowanych filozofów.
Majdany Małe leżące nad Jeziorem Ilińskim, to niemal wszystkie letnie wakacje z czasów szczęśliwego dzieciństwa. Później... Tanie wino, grzeszne dziewczęta, oklepane piosenki przy akompaniamencie starej gitary i 'dyskusje po świt' przy dogasającym ogniu.
I w końcu Miłomłyn. Kiedyś żywe miasteczko, w którym świeży chleb z musztardą, popijany 'perłą bałtyku' smakował jak nigdzie indziej. Od kilku lat, odkąd zbudowano mu obwodnicę, to senna mieścina gdzie po ulicach włóczą się tylko bezpańskie psy i cienie dawnych dobrych czasów.
Ostróda, gdzie kończy się Kanał (albo zaczyna dla Ostródziaków), to tylko mgliste wspomnienie z dzieciństwa. 'Toruńska' bez kolejki, jakaś pizza w budce nad brzegiem jeziora, zaczarowany sklep żeglarski, w którym ojciec kupował płótno na powiększenie namiotu i 'wiertalot' produkcji radzieckiej ze składnicy harcerskiej. Mało... Wyblakłe slajdy sprzed dwudziestu lat...
Samego Kanału w tych wspomnieniach niewiele, choć zawsze był o krok. Dlatego kiedy Moja Pani zaproponowała byśmy się nim przepłynęli, było to jak perspektywa podróży w czasie. Jak podróż 'rzeką' wspomnień. W każdym razie tak nostalgicznie się zapowiadało.
Rzeczywistość sprowadziła nas jednak na ziemię. Póki co, podróże w czasie są bardzo... czasochłonne, a akurat czas, to na urlopie (przynajmniej tym w naszym wydaniu) towar deficytowy. Dlatego od początku uznaliśmy, że cała, jedenastogodzinna trasa, to odrobinę za dużo. I tak, po kawałku odcinaliśmy... Ostróda, bo za długo. Miłomłyn, bo nie ma się jak wydostać. Małdyty, bo... bo rano w dniu wyjazdu zaczęło padać i uznaliśmy, że Kanał w deszczu jest zbyt depresyjny, a znajomi w domu czekają i chłodzą piwo.
Ostatecznie stanęło na tym, że płyniemy z Elbląga na ostatnią pochylnię w Buczyńcu, czyli najciekawszym z punktu widzenia turysty fragmentem szlaku.
Zanim jednak ruszymy w trasę, odrobina historii.
Dwa, no może trzy czynniki sprawiły, że na terenie dawnych Prus Wschodnich powstała, do dziś unikatowa, droga wodna łącząca w swym głównym biegu Elbląg z Ostródą, a poprzez szereg mniejszych i większych odnóg wpisująca się w ogromny system szlaków wodnych Polski i Europy.
Pierwszy, jak łatwo zgadnąć, to ekonomia. Już od średniowiecza lasy Pojezierza Iławskiego dostarczały doskonałej jakości drewna. Sosny z leżących nieopodal Ostródy Lasów Taborskich słynęły wręcz na całym świecie jako doskonały materiał na okrętowe maszty. Problemem i nie lada wyzwaniem był jednak transport.
Przez całe wieki, główną arterią łączącą Ostródę ze światem, była wpadająca do Wisły Rzeka Drwęca. Nią bogactwa tutejszych lasów trafiały do Gdańska, a stamtąd do innych europejskich portów. Wystarczy rzut oka na mapę, by przekonać się, że droga ta do najkrótszych nie należała. Ponadto, Gdańsk co rusz przechodził z rąk do rąk, co dodatkowo utrudniało handel. Stąd od stuleci pojawiały się plany budowy kanału, który połączyłby morski wówczas (!!!) port w Elblągu z pruskim interiorem.
Ogrom nakładów jakich wymagałoby takie przedsięwzięcie sprawiał, że przez lata na ambitnych planach się kończyło. Ich twórcom brakowało też często uporu i cierpliwości, których nadmiarem wykazał się młody inżynier holenderskiego pochodzenia Georg Jacob Steenke.
W 1825 roku przedstawił on projekt zakładający połączenie kilku jezior przekopami, wyrównanie ich poziomów, a na pokonanie największej przeszkody - przeszło stumetrowej różnicy poziomów lądu na odcinku zaledwie dziewięciu kilometrów z okładem - zaproponował rozwiązanie tyleż banalne, co genialne - pochylnie, czyli równie pochyłe, po których statki miały być wciągane na wózkach przypominających odkryte wagony kolejowe.
Początkowo projekt Holendra odrzucono jako niedorzeczny i nierealny. Samego pomysłodawcę zaś, obwołano niemal szaleńcem. Ten nie poddawał się jednak i po długich staraniach został przyjęty na audiencji u pruskiego króla. Pewnie i stąd odszedłby z kwitkiem, gdyby nie megalomania władcy. O zatwierdzeniu budowy kanału zdecydowały bowiem nie względy gospodarcze, ale podkreślony przez Steenke'go fakt, że budowli takiej nie ma nigdzie na świecie.
Prace nad realizacja projektu rozpoczęte w 1848 roku, trwały z przerwami i na rożnych etapach, 33 lata. Ich efekt, w praktycznie niezmienionej formie, można podziwiać do dziś.
To jedziemy...
Nasza wycieczka zaczęła się w Elblągu (choć na statki 'białej żeglugi' można też wsiąść na Buczyńcu, w Małdytach, Miłomłynie, albo całą podróż rozpocząć w Ostródzie) o 7:30 rano. Na zwiedzanie nie było więc za bardzo czasu. Zresztą, skromny 'program obowiązkowy' zaliczyliśmy dzień wcześniej, kiedy wpadliśmy do miasta na chwilę, żeby zabukować rejs.
Inna sprawa, że nigdy nie postrzegałem Elbląga jako miasta atrakcyjnego. To świetny przykład, jak coś, co oglądamy na co dzień powszednieje w naszych oczach tak, że niemal znika. Tym bardziej dziwił mnie umiarkowany, ale jednak, zachwyt Mojej Pani nad przemysłową i koszarową zabudową miasta.
Od siebie muszę dodać, że elbląska starówka, od lat pieczołowicie i sukcesywnie odbudowywana, może się wkrótce stać konkurencją dla tych nawet najbardziej znanych i zadeptanych. Wyczyn byłby to niezwykły, ale i zasłużony. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że po wojnie starówka była tylko kupą gruzu, nad którą górowała 95. metrowa wieża wypalonej Katedry Świętego Mikołaja.
O ósmej odbijamy od nabrzeża przy Bulwarze Zygmunta Augusta, niedaleko dawnego Kościoła Mariackiego, zamienionego na galerię sztuki współczesnej. Nad nami grube, ciężkie i sine chmury. Przed nami kilka kilometrów Kanału i Jezioro Drużno.
Złośliwi nazywają Jezioro Drużno największym bagnem w okolicy i, szczerze mówiąc, płynąc wąskim, sztucznie utrzymywanym korytarzem biegnącym jego środkiem, trudno się z nimi nie zgodzić.
Teoretycznie jezioro zajmuje spory obszar prawie 1300. hektarów. W praktyce jednak, zdecydowana większość jego powierzchni to bagniska, moczary, trzcinowiska i inne zjawiska, owszem mokre, ale nie mające wiele wspólnego z tym, co powszechnie uważamy za jeziora. Jest bardzo prawdopodobne, że za kilkadziesiąt lat, z całego Drużna pozostanie jedynie szlak Kanału i trochę błota dookoła.
Zanikanie jeziora to proces zupełnie naturalny, tylko w niewielkim stopniu wspomagany przez człowieka. Drużno jest ostatnią pamiątką po dawnym rozlewisku Wisły, zajmowanym dziś przez Żuławy. Już we wczesnym średniowieczu zaczęto osuszać te tereny w poszukiwaniu żyznych ziem. Proces ten najpełniej zrealizowali, wygnani z Holandii, mennonici, którzy zmeliorowali praktycznie cały podmokły obszar delty Wisły.
Według opracowań, maksymalna głębokość jeziora wynosi dwa i pół metra (samo zaś dno, co ciekawe, leży dwa metry pod poziomem morza). W rzeczywistości, tuż pod lustrem wody, o ile w ogóle uda się je dostrzec pod kożuchem wodnej roślinności, zalega gruba warstwa mułu. Zbierający się w nim metan objawia się czasem na powierzchni w postaci 'błędnych ogni'. Zamieszkujący pierwotnie tę okolicę Prusowie, przypisywali je działalności boga jeziora - Wicherta. Zimą wykuwali nawet specjalne przeręble by gaz mógł bez problemów się ulatniać.
Być może to dzięki boskiej pomocy Wicherta już w 1967 roku jezioro, wraz z przylegającymi do niego mokradłami o łącznej powierzchni przeszło trzech tysięcy hektarów, objęto ochroną jako rezerwat ornitologiczny. Kaczek, łabędzi, czapli czy perkozów mieszkają tu tysiące, a pojawiają się i gniazdują ponoć również rzadkie gatunki z orłem bielikiem na czele.
Po dziesięciu kilometrach 'bagna', statek znów wpływa do Kanału, którego koryto w tym miejscu biegnie jakieś dwa metry wyżej, niż otaczające go pola!
W końcu, po kolejnych kilku kilometrach, docieramy do pierwszej pochylni - Całuny Nowe. Pierwotny projekt Kanału zakładał w tym miejscu pięć śluz na przewyższeniu czternastu metrów. Daje to pewien obraz, jak mógłby wyglądać szlak, którego całkowita różnica poziomów wynosi sto metrów na odcinku zaledwie dziewięciu kilometrów - gdyby nie pomysł Steenke'go. Śluz musiałoby tu być dziesiątki, a ich napełnianie/opróżnianie zajmowałoby absurdalnie dużo czasu.
Śluzy w Całunach funkcjonowały tylko kilka lat. W 1881 roku zastąpiła je najmłodsza i najmniejsza z pięciu pochylni.
Zasada działania pochylni jest bajecznie prosta! Poprzez rurociąg, woda z Kanału napędza koło wodne, którego każda łopata przyjmuje na raz tonę (!!!) wody. Koło pracuje w systemie... uwaga, uwaga - uwielbiam to określenie... podsiębiernym - zasięrzutnym. Ruch koła napędza bęben przewijający stalowe liny, które ciągną dwa wagony-platformy w górę i w dół pochylni jednocześnie. A na platformie, w górę lub w dół, wędruje wielki statek (tudzież mniejsze jednostki). Elegancko, po zielonej, upstrzonej kolorowymi kwiatami górce.
System nie wymaga absolutnie żadnych dodatkowych źródeł energii oprócz wody z kolejnych odcinków Kanału. Jej ubytki są natomiast uzupełniane z położonych wyżej jezior, w których poziom wody reguluje się zupełnie naturalnie przez opady, cieki, źródła, itp. 'Na samym dole' woda wpada do Jeziora Drużno, a stąd, przez Rzekę Elbląg i Zalew Wiślany do Bałtyku. 100% ekologii!
Zgodnie z tym schematem można również spuścić wodę z każdego z odcinków kanału pomiędzy pochylniami. Zabieg taki przeprowadza się co prawda rzadko - głównie przy dużych pracach konserwacyjnych. Jest to jednak niezbędna 'furtka bezpieczeństwa', bo sztuczne koryta Kanału może uszkodzić choćby... kret.
Kolejne cztery pochylnie są w zasadzie identyczne (w Całunach budowanych kilka lat później zastosowano kilka drobnych usprawnień). Różni je jedynie wysokość pokonywana w pionie i długość 'odcinka lądowego'. Najbardziej ekstremalna jest pod tym względem Oleśnica. Na odcinku zaledwie 350. metrów pokonuje się wysokość 24,5 metra. Podobno, ale może to tylko historyjka dla turystów, kilka razy w roku platformy ze statkami spadają tu z szyn. Lewarowanie kilkudziesięciu (a może kilkuset?) ton żelastwa z powrotem na właściwe miejsce, zajmuje wiele godzin i skutecznie korkuje ruchliwą trasę.
Przy ostatniej pochylni, na Buczyńcu, znajduje się niewielkie muzeum. Można tu obejrzeć stare fotografie Kanału, oryginalne plany jego budowy, a na strychu drewniane modele urządzeń maszynowni, z których później wykonywano formy odlewów. Jeśli ktoś dysponuje nadmiarem czasu, nie spieszy się akurat na jedyny powrotny autobus, albo nie moknie na deszczu, może też zajrzeć do działającej maszynowni.
Choć największym wyzwaniem dla budowniczych Kanału było pokonanie stumetrowej górki między Całunami a Buczyńcem, nie był to jedyny problem. Jednym z fundamentalnych założeń projektu było wykorzystanie długich polodowcowych jezior, których na Pojezierzu Iławskim sporo, jako integralnych części szlaku. Co jednak zrobić, gdy różnica poziomów wody w każdym z nich jest inna? Wyrównać!
Tak też uczyniono. W trzech największych jeziorach - Bartężek, Ilińsk i Ruda Woda - poziom obniżono o 'zaledwie' półtora metra. W dwóch mniejszych - Sambród i Piniewo – zaś, o przeszło pięć (!!!) metrów. Przyznaję, że moja wyobraźnia ma poważne problemy z wizualizacją takiego procesu.
Ślady tej ingerencji widoczne są do dziś. Małe jeziorka zarastają, zamieniając się bardziej w rozległe moczary niż właściwe zbiorniki wodne. Do brzegów tych większych natomiast, schodzi się po bardzo stromych skarpach.
Ale... Było minęło. Dziś zapewne nikt nie zgodziłby się na tak daleko posuniętą ingerencję w krajobraz (no... chyba że Chińczycy). I pewnie nigdy nie powstanie już podobne dzieło rąk ludzkich. Wyraz geniuszu myśli człowieczej stworzony by ułatwić eksploatację dziewiczych puszczy, dziś sam chroniony, służy głównie tym, którzy chcą choć na chwilę zbliżyć się do natury. Paradoks. Niezbadane są ścieżki losu ...w przeciwieństwie do polskich szlaków wodnych. I te warto poznać.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
ciekawie opisane. O kanale i jego osobliwych atrakcjach wie wielu, ale stosunkowo niewielu doświadczyło osobiście. Przepłynęliśmy całą trasę do Iławy a wcześniej Wisłą z Zalewu Włocławskiego i Nogatem do Elbląga. Niezapomniana wyprawa.
-
ze wspomnieniami z dzieciństwa tak już bywa:-)
-
jakim kanałem?:-p
-
Poznaję, płynęłam/jechałam :) statkiem po Kanale Ostódzko-Elbląskim :) Fajna frajda i ciekawostka :) Pozdrawiam
-
płyniesz z nami?:-)
-
ciekawie jak zwykle, zwlaszcza 1szy rozdzial z humorystycznym polotem napisany, fajnie.
-
zerknij na komentarze leszku. okazuje się, że nie tylko ty tak masz!:-) przynajmniej kilka osób "ocierało" się o kanał przez całe życie, a nigdy nie skusiło się na rejs. i ja tak miałem! a przyznaję, że warto! tylko zamów dobrą pogodę;-)
-
Zfieszu, relacja z Twojej podróży której większość "przystanków", takich jak Elbląg, Drużno, Buczyniec, Miłomłyn czy Ostróda jest mi dość dobrz znana uświadomiła mi, że niestety, nigdy nie miałem okazji odbyć podróży Kanałem Elbląskim, choć przecież mieszkam teraz tak blisko jego południowego krańca. Aż wstyd się przyznać...
Może uda mi się to nadrobić w nadchodzące lato. Pozdrawiam. -
ojej! kuniu... nie zauważyłem twojego ostatniego komentarza! sorrki:-) w trzech kwestiach się zgadzamy, ale co do nazwy... w życiu!!!:-)
jeśli wikipedia nie jest dla ciebie wystarczająco obiektywna (bo i dla mnie nie jest;-), odwołam się do wyroczni absolutnej (jako syn geodetów:-): główny urząd geodezji i kartografii podaje w wykazie nazw wód płynących nazwę Kanał Elbląski: http://www.gugik.gov.pl/komisja/pliki/hydronimy1.pdf (str. 63) :-p -
Zgadzam się - płynąc większą ekipą można sobie zorganizować czas podczas deszczowej pogody "na dole" ;)
Brud - jak pisałem - "za moich czasów" było czysto. Dawno tam nie byłem, więc nie wiem.
Nazwa... Hmmm.. na wielu oficjalnych mapach nazwa kanału to właśnie Kanał Elbląsko-Ostródzki. Tak widziałem, więc i tak napisałem. Może coś pozmieniali - tego też nie wiem :P Zaś Wikipedia tworzona jest przez internautów, wiele błędów już zostało tam wykrytych, więc nie wiem. Nie zawsze jest wiarygodnym źródłem - zdaję sobie z tego sprawę. Wiesz - zawsze też można powiedzieć, że Ty jesteś "z tego drugiego końca" ;)
Nie wiem konkretnie jak się kanał aktualnie nazywa, więc spierał się nie będę :)
hmm.. przepłynął bym się chętnie. Może jak trafi się dobry termin (wolne + kasa :P) - czemu nie? :)
Pozdrówki :) -
wiesz kuniu... mieliśmy dwie opcje: albo moknąc i podziwiać krajobrazy, albo nudzić się pod pokładem. częściej wybieraliśmy jednak opcję drugą. myślę że płynąc z większą ekipą, można się na kanale całkiem dobrze bawić.
z tym brudem to chyba lekka przesada. w samym kanale, pomiędzy pochylniami, nie ma się co spodziewać krystalicznej wody! w końcu to bardzo krótkie odcinki stojącej (!!!) wody. na jeziorach jest już dobrze. raki wróciły, ryby są, więc chyba wszystko gra...
acha... a kanał jest elbląski. tylko elbląski! te wariacje z ostródą, to jakieś uzurpatorskie zapędy tych z drugiego końca:-) sprawdź w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kana%C5%82_Elbl%C4%85ski i poczytaj zalinkowane artykuły...
p.s. przepłyniesz się z nami? zbiera się spora ekipa!;-) -
Zfieszu :) zdecydowanie zniechęciłeś mnie do przepłynięcia się Kanałem :P tą właśnie "nudą" :P hehe ;)
A poważnie - tak jak zatytułowałeś - podróż rzeką wspomnień... :)) Tak jak już pisaliśmy sobie w marcu pod elbląską fotką - również moje wspomnienia są związane z Kanałem Elbląsko-Ostródzkim (bądź odwrotnie :P).
Fajnie, że w Polsce jest takie miejsce, taka ciekawostka techniczno-historyczna (bądź - ponownie - odwrotnie :P). Miło powspominać dziecięce lata i wypady na zawody wędkarskie nad Kanał (w okolicach Miłomłynu). Hmm, tylko że w tamtych czasach woda jeszcze brudna nie była (chyba że moja skleroza już tak daleko posunięta).
Plusik za dozę wspomnień :)
Pozdrawiam
K. -
marzyć może nie marzyłem, ale zawsze chciałem się przepłynąć. i nie powiem żebym jakoś szczególnie się rozczarował. nie odkryje chyba ameryki, twierdząc, że największą atrakcją kanału są pochylnie i te jak najbardziej spełniły moje oczekiwania. a że nuda? co robić? może trzeba było zabrać bierki?;-)
a kanał augustowski, to jednak trochę inna liga. btw, podobno od przyszłego roku będzie można przepłynąć CAŁY kanał augustowski. włącznie z odcinkiem białoruskim... -
Marzyłem o zobaczeniu tego miejsca i w tym roku dopiąłem tego ,wybrałem odcinek samych pochylni , jest parę ładnych miejsc po trasie ale ogólnie nuda i brudna woda , jednak kanał augustowski stawiam o wiele wyżej - tutaj serce się wyrywa do lotu :-)
-
polecam! tylko postaraj się zorganizować lepszą pogodę niż my mieliśmy:-) w deszczu to jednak umiarkowana frajda...
-
muszę tam pojechać, nie ma bata!
-
duzinku... mamy kolną chętną! może właśnie znalazło się odpowiednie miejsce na "zlot północnych kolumberowiczów"?:-)
-
Nigdy o tym nie myślałam a teraz widzę że to super wyprawa. Może trzeba będzie kiedyś spróbować...
-
@zipiz: ej! to jest nas już co najmniej trójka! jeszcze kilka osób i zbierze się ekipa na cały statek!;-)
@rebel: aluzju paniał!:-p -
tak, tak - ja na przykład ci zazdroszczę, bo nie mam żadnych swoich zdjęć ;)
(no przynajmniej nie mam takich, które ty byś dostrzegł) -
świetnie opisane i ciekawe zdjęcia
i wiesz zfieszu :) mam tak samo, jak Ty... w Elblągu bywam kilka razy w roku od najmłodszych lat i do tej pory nie odbyłem wędrówki kanałem - inspirujesz do podjęcia tej wyprawy :)
a Elbląg... naprawdę ciekawe miasto! Polecam! -
@dino: z górki pojedziemy następnym razem... od strony ostródy. póki co, zaliczyłem tylko wspinaczkę;-)
@iwonka: a ja dziękuję za plusy. co do zdjęć... nie oszukujmy się, są kiepskie. tak jak pogoda tamtego dnia:-)
@dżanet: podzielisz się wspomnieniami?:-) -
Ja mam tak jak Ty , kanał choć niby nie obecny w moim życiu zawsze gdzieś w nim był bliski i budzi wiele wspomnień ;)
-
ja się też przepłynęłam, nagrodziłam plusikami i przede wszystkim dziękuję za opis ciekawej historii obiektu.
a zdjątkami sie nie przejmuj, oni Ci po prostu zazdroszczą, bo swoich nie mają. -
Statek miał wiele miejsc to się również zabrałem.....
Ale z tej górki jadąc to sobie wyobrażałem, co będzie jak się ta lina zerwie.......no będzie jak w jakimś Disneylandzie i jak wpdaniemy na powrót w wodę....
Zdjęcia rzeczywiście poniżej poziomu......morza :)) -
nie przyzwyczajaj się! to całkowity przypadek!:-p
-
to zgadzanie się to nudy ;)
-
Za wstęp dałam plusiora, bo dałam go po przeczytaniu wstępu, ot co! Już po przeczytaniu wstępu uznałam, że należy dać plusa. Teraz jasne? :)
Wujek pod lodem i statek na trawie, to jest to! -
w kwestii miernoty zdjęć, wyjątkowo się z tobą zgadzam rebeliantko! no i wujek... mój ulubiony!!:-)
-
najbardziej lubię wujka pod lodem i ogniska młodocianych zbuntowanych filozofów ;)
-
no, no, popłynąłeś ;) a ja z tobą ;)
tylko te mierne zdjęcia, którymi obrażasz ludzkość... ;))) -
dzięki za plusy dziewczęta:-)
@sława: dlaczego za wstęp? wydawało mi się, że skończyłem!:-) ...znaczy tę 'relację', bo inne się piszą (na wakacjach widzieliśmy też inne kawałki niezwykłej polski) i polecam przejażdżkę!
@kanguria: wiesz, biorąc pod uwagę, że z ostródy do elbląga jedzie się około godziny, a płynie jedenaście, łatwo zgadnąć dlaczego kanał przestał pełnić funkcje gospodarcze;-)
a Pani Zwierzowa jest Zwierzowa, bo ja Zwierzem jestem. tylko przez 'f' i 'sz' bo numerków przy nicku nie lubię;-) -
Aha, a dlaczego Ty jesteś zfiesz, a Pani Zwierzowa, a nie Zfierzowa?
-
Kanał jest faktycznie wart niejednego albumu z opisami, szkoda, że został tylko atrakcją turystyczną... Z drugiej strony faktycznie ingerencja w stosunki wodne może doprowadzić do zagłady tego, co na Warmii i na Mazurach najcenniejsze.
-
No i co ja narobiłam? Dałam plusa za wstęp (bo się należało) i co dam teraz za resztę?
Zfieszu, fantastyczna relacja, pomysł, no w ogóle, wszystko! Nie wiedziałam nic na ten temat, a teraz coś wiem! I statek na kółkach, statek po trawie, coś fantastycznego! Dziękuję! -
Pierwsza!:)